poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Tak było :D

Zamieszczam artykuł który kiedyś napisałem dla Pulsu Stoczka. Trochę się nagrzebałem zanim go odgrzebałem ale znalazł się :D Jako ciekawostkę podam fakt że w tej wersji ukazuje się po raz pierwszy. W Pulsie ukazała się wersja nieco ocenzurowana lub jak kto woli, chochlik drukarski wkradł się w treść ;). Po latach również udało mi się dotrzeć do Pani Julii Kaczor, ale to już inna historia. Życzę miłej lektury.


"Czar PRL
Treść artykułu adresowana jest do nieco starszych czytelników, tych którzy pamiętają czasy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Wielu uważa że to czas stracony bo to okres prześladowań ludzi którzy ośmielili się mieć inne poglądy niż Partia. Jednak w tamtym czasie mieszkańcy Stoczka mieli więcej czasu dla siebie, a co za tym idzie więcej czasu poświęcali kulturze i rozrywce. Znacznie więcej było również spotkań towarzyskich w dobrze zaopatrzonych punktach gastronomicznych i restauracjach. I właśnie jednemu z nich należy poświęcić więcej miejsca by pamięć o nim nie umarła wraz z o ostatnimi którzy pamiętają najlepsze czasy "Baru pod Chojniakiem" . Sama nazwa pochodzi od lokalizacji baru który był położony w pobliżu lasu potocznie zwanym Chojniakiem. Ta słynna placówka gastronomiczno-monopolowa była obsługiwana i prowadzona przez Gminną Spółdzielnię, i w czasach świetności przechodziła prawdziwie oblężenie, by zasiąść do galaretki i popularnego śledzika należało długo oczekiwać przed lokalem albo mieć chody u Pani Celinki. Niepowtarzalny klimat sprawiał że każdy czuł się jak usiebie, stary kaflowy piec dawał niepowtarzalną atmosferę, można było poczuć się jak w domowym zaciszu. Kiedy zaskrzypiały drzwi od komory” każdy wiedział że kolejna beczka piwa została zdobyta niczym armata pod Stoczkiem w osławionej bitwie Dwernickiego. Właśnie w tym podręcznym magazynku ponoć ktoś ukrył się za skrzynkami z alkoholem i przesiedział do rana. Degustując znajdujące się tam trunki miło spędził noc a nazajutrz wypoczęty choć nie na małym kacu spokojnie wyruszył do swoich codziennych obowiązków. Mało kto dziś pamięta że w krytycznej chwili, świąteczną bądź wieczorową porą, można było na Dołku” nabyć połówkę lub ćwiarteczkę... chleba Tak, tak choć może młodym ludziom wyda się to śmieszne ale w tamtych czasach chleb należał do artykułów niedostępnych i nawet w dzień powszedni należało odstać w kolejce co swoje. A Pod Chojniakiem” można było poratować się połową lub ćwiarteczką świeżego pieczywa, bo na więcej nie było zgody musiało starczyć dla wiernych klientów.Każdy miał swoje miejsce w Barze, a stoliki były przypisane do poszczególnych grup.Jednym z tych stolików był stolik nauczycielski.
-W tym miejscu zawsze siadywał nieodżałowany Pan Stanisław- wspomina jeden ze stałych bywalców-i właśnie tu bez przerwy opowiadał o swojej miłości życia. Kiedy mówiło Orkiestrze Dętej i ambitnych planach z nią związanych każdy przytakiwał z podziwem.-Dziś- dodaje ze smutkiem w głosie- Nie ma Pana Stasia, nie ma Orkiestry, i nie ma Baru pod Chojniakiem po prostu żal nikt nam tego już nie zwróci.
-Tuż obok siadywał Pan Marian, też nauczyciel ehh szkoda gadać on to miał głowę do matematyki i nie tylko... Tu o każdym można książkę napisać. Na nasze pytanie czy nie było awantur na chwile zamyśla się i po chwili zastanowienia dodaje:
-Pewnie że były ale to były incydenty, nazajutrz w pracy i na ulicy nikt już o tym nie zwykł pamiętać Wierzymy oczywiście na słowo.

Na pytanie czego obecnym lokalom w Stoczku brakuje otrzymujemy bardzo prostą odpowiedź.
-Te dzisiejsze nie mogą się równać z "Dołkiem"- mówi Pan Zbigniew- którego myśli od razu popędziły w przeszłość- a i piwo inaczej smakowało , choć czasem było mętne ale zawsze świeże. Jak przychodziła nowa dostawa dostawaliśmy "cynk” z Baru i szybko pędziliśmy na degustację -wspomina z rozrzewnieniem.-Bar był czynny tylko do dwudziestej pierwszej wtedy zjawiała się Pani Julia i każdy już wiedział że zbliża się kres miłych chwil. Nikt nie protestował każdy wiedział że z Panią Julią nie ma żartów, czasami dało się utargować 5 lub 10 minut ale to było wszystko co można było wskórać.
Pan Jarek mimo że nie był częstym bywalcem docenia legendę:
-Dawniej to były czasy, lokale w Stoczku były sławne na całą okolicę, nie tylko Chojniak ale i Restauracja Regionalna. Na pyzy do Stoczka, zajeżdżali ludzie aż z Warszawy, a teraz? Panie.... zrobili tam sklep z odzieżą używaną, wszystko rozumiem kryzys ale tak się nie robi to zwykła profanacja- mówi Pan Jarek kręcąc z oburzeniem głową.
Ostatnim pokoleniem pamiętającym erę "Dołka” to pokolenie Stoczkowiaków do którego należy Redaktor Naczelny naszej gazetki, który na samą nazwę Bar pod Chojniakiem” żywiołowo reaguje i niczym TW na przesłuchaniu sypie jak z rękawa miłymi wspomnieniami:
-Kiedyś z kolegą, który również pisze do gazet, za pieniądze z rozbitej świnki oszczędnościowej kupiliśmy na ”Dołku” wino. Nie jakieś szczepowe z winogron, lecz zwykłe takie jabłkowe (dodaje przymykając prawą powieka przyp. Red.), oczywiście tylko spróbowaliśmy jak smakuje, resztę wylaliśmy...
-To zrozumiałe - przytakujemy widząc szeroki uśmiech na twarzy..
-Dla nas wydarzeniem był sam zaszczyt przekroczenia progu Baru pod Chojniakiem,chociaż przez chwilę mogliśmy poczuć się dorośli.
Dziś po popularnym Dołku pozostało tylko wspomnienie, nawet tabliczkę z drzwi z godzinami otwarcia ostatnio zdemontowano a szybko postępujące prace budowlane w najbliższym sąsiedztwie nie wróżą nic dobrego. Należy się spodziewać że już wkrótce kultowe miejsce wielu pokoleń Stoczkowiaków pamiętających jeszcze restauracje u Pana Wietraka odejdzie w niebyt.W redakcji powstał pomysł by z racji 1 maja zorganizować na terenie Chojniaka króciutki happening i choć na chwile wskrzesić wspomnienia i zorganizować coś w rodzaju pożegnania z Dołkiem” pod patronatem ”Pulsu Stoczka”.Czekamy na wasze opinie, jeśli jesteś za” już dziś napisz do nas..."

Pamiętam że na propozycję happeningu odezwały się głosy przeciwne, z przyjemnością na łamach bloga przedyskutuję sporne kwestie.


3 komentarze:

  1. Bar Pod Chojniakiem to było wspaniałe miejsce. W latach 90-tych, kiedy w Stoczku zaczęło funkcjonować kilka innych, prywatnych barów, wielu moich znajomych źle o tym miejscu mówiło - że speluna, że gorzelniany zapach etc. Pieprzyli głupoty. Dla mnie "Dołek" pozostał lokalem, gdzie praktycznie przychodził sam Stoczek. A więc nawet podczas "incydentów" panowała tam swoista kultura i wzajemny szacunek bywalców. A Ci byli głównie ludźmi starszymi, bywało tam wielu nauczycieli więc i średni poziom dyskusji tam prowadzonych był o dwie ligi wyżej niż w jakimkolwiek innym punkcie. Bez wyszukanego wystroju wnętrza, "bajeranckich" szklanek sygnowanych logiem firm piwowarskich, bez zagłuszających rozmowę szaf grających na monety - przytulnie i swojsko. Dzisiaj nie ma gdzie w Stoczku wypić "setki" zagryzanej śledziem... pod zapiekankę czy pizzę wódkę dziwnie się pije... szkoda, że nawet budynek już nie stoi...

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto dodać, że bar funkcjonował wiele lat, pomimo tego, że toaleta nigdy nie spełniała wymogów sanepidu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Toaleta na "Dołku" była ponad prawem i przepisami sanepidu, ponieważ jej nie było. Lało się pod płot odgradzający posesję od strony młyna :)

    Pzdr.
    Rel

    OdpowiedzUsuń