niedziela, 19 czerwca 2011

Na Sejmikach byłem, miód i wino piłem....


O szeroko rozumianej kulturze lokalnej pisałem wcześniej, w poście pt "Zimny maj". Tradycja w moim mniemaniu to jest to co mimo woli ulatuje nam miedzy palcami, a najgorsze że tego nie dostrzegamy. Dziś ten kto całymi chełstami czerpie z kultury zachodniej jest postrzegany za tego nowoczesnego i postępowego.
W miniony weekend do Stoczka jak co roku zawitały wiejskie zespoły teatralne. Na tyle ile mogłem wziąłem udział w imprezie. Jak dla mnie to fajna sprawa, tyle że ludzi ze Stoczka nie interesuje. To impreza adresowana do ludzi większych aglomeracji, chodzących do teatru przynajmniej raz na kwartał. W zubożałym kulturalnie stoczkowskim społeczeństwie zapotrzebowanie na takie imprezy jest znikome. Dobitnie pokazała to dyskoteka pod gwiazdami przed Barem Sara. Tam została skonsumowana kultura, która na mój gust będzie przedmiotem przedstawień sejmikowych za jakieś dwadzieścia lat.
Mogę i chcę docenić organizatorów za wkład i pracę poświęconą tej imprezie. Wymagało to zaangażowania i poświęcenia wielu osób. Ciekawą sprawą było użycie wolantariuszy.
Przy okazji występów całkiem przypadkiem zwiedziłem to pomieszczenie z którego wyświetlano filmy. Nie sądziłem że takie ciekawe miejsca są w naszym Mieście....

PS
Polowałem na nią długo, w końcu ja dopadłem z okna kina. Widać ŁOK bardzo się przykłada do niesienia kaganka kultury...:D

6 komentarzy:

  1. Kilka osób prosiło mnie żeby opisać zajście jakie miało miejsce tuz po zakończeniu "Zabawy pod gwiazdami" pod Barem Sara. Otóż tak się złożyło że byłem świadkiem wydarzeń które mniej więcej wyglądały tak:
    -po zakończeniu dyskoteki grupa młodych ludzi ze śpiewem na ustach szła spokojnie do domu, po opuszczeniu terenu na którym była impreza zostali zaatakowani przez ludzi wynajętych przez właścicielkę baru i dotkliwie pobici.
    Połamane nogi, wybite zęby, przetrącony kręgosłup to tylko niektóre z obrażeń. Naprawdę nikt nie był agresywny i nikt prowokował więc dlaczego tak sie stało i kto ponosi odpowiedzialność?

    Część z moich znajomych zapowiada bojkot baru obciążają winą właścicielkę, wskazując że to ona była zapraszającym gości i odpowiadała za nich.
    Ja uważam że każdy może sobie sam wyrobić swoje zdanie i się do niego stosować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisałam tak długi komentarz, że muszę go tu umieszczać w kilku częściach:
    1.
    No tak, wielokrotnie słyszałam, że Sejmiki w Stoczku się przejadły, bo ileż to razy można oglądać darcie pierza, skoro w telewizji jest tyle ciekawszych programów.
    Fakt: tematyka prezentowanych u nas spektakli przeważnie obraca się wokół obrzędów i zwyczajów w rytm których toczyło się życie dawnej polskiej wsi. A że nie wszystkie ważne wydarzenia łatwo jest ubrać w formę sceniczną - więc niektóre tematy na naszych deskach przez tych ponad czterdzieści lat sejmikowania prezentowano już pewnie kilkadziesiąt razy.
    Nasi sejmikowi aktorzy nie są godzinami charakteryzowani przed występem, nie mają sztabu scenarzystów wymyślających dla nich dwudziestego nagle odkrytego brata (jak w niektórych telenowelach), nie mają sztabu wizażystów, którzy wygładzą im teksty, ruchy, zmarszczki itp. Nasi sejmikowi aktorzy nie walczą w castingach, nie mają managerów. Nasi sejmikowi artyści nie sprzedają się za kasę.
    Twórcy, którzy się u nas prezentują po całych dniach ciężkiej pracy na roli znajdują jeszcze siły, chęci i czas, żeby się zebrać, przypomnieć sobie dawne zwyczaje i ciekawe scenki z życia swoich ojców i dziadów, ułożyć je w scenariusz, rozłożyć na role, odszukać na strychach autentyczne stroje i rekwizyty z tamtych czasów, zebrać to wszystko w widowisko – i nam zaprezentować.
    Jak powiedziała jedna z sejmikowych aktorek: „z nas to się na wsi ludzie śmieją, bo zamiast po robocie rozsiąść się przed telewizorem – to latamy na te próby, czasami kilka kilometrów na piechotę, jak się rower zepsuje”.
    Faktycznie, dziwni ci sejmikowi artyści - że też im się jeszcze chce, skoro żadnych nagród u nas nie dostają. Dostają tylko czasami mniej lub więcej krytycznych lub pochwalnych uwag od naszej Komisji Artystycznej złożonej ze specjalistów od spraw teatru, językoznawstwa, etnografii. Za występy też gaży nie dostają - wręcz przeciwnie, oni sami muszą się jeszcze dokładać do kosztów swojego pobytu u nas.

    OdpowiedzUsuń
  3. 2.
    Nie jesteśmy im w stanie zapłacić nawet należytym uznaniem miejscowych widzów, bo mimo, że corocznie rozdajemy w Stoczku ponad sto imiennych zaproszeń na Sejmik, to z zaproszonych tak oficjalnie miejscowych person na przedstawienia sejmikowe przychodzi jakieś pięć w porywach do dziesięciu osób. Na szczęście od lat przychodzi też kilka - kilkanaście osób, które choć nie były jakoś oficjalnie proszone – to stale na widowni są, uważnie śledzą przedstawienia sejmikowe i szczerymi brawami płacą sejmikowym artystom w imieniu mieszkańców Stoczka i okolic.
    Ci nasi widzowie z uwagą oglądają także po raz kolejny przysłowiowe darcie pierza, bo wiedzą, że w dawnej Polsce (i nie tylko) był to ważny element życia całej wsi: dawno, dawno temu, kiedy jeszcze nie było nie tylko Internetu, ale także ani telefonii komórkowej, ani telewizji, ani radia; kiedy nawet książka i gazeta pod strzechy docierała rzadko – nasi wiejscy przodkowie mieli swój sposób na uczestnictwo w kulturze. W długie jesienne czy zimowe wieczory spotykali się przy wspólnej pracy. Na przykład przy darciu pierza, które każda z gospodyń zedrzeć musiała - bo każda rodzina potrzebowała poduszki czy pierzyny. Nasi przodkowie tę pracę w sumie mogli wykonywać każdy w swoim domu, ale przyjęło się, że łatwiej i przyjemniej zbierać się na nią całą gromadą – bo i jeden drugiemu może wtedy pomóc, i pośpiewać można, porozmawiać o tym, co ważnego się w okolicy dzieje, opowiedzieć dzieciom o dawniejszych czasach, i tak dalej…
    Ci nasi widzowie, którzy od lat na Sejmik przychodzą wiedzą, że widowisko o darciu pierza warto za każdym razem obejrzeć: bo pod Białowieżą czy pod Lubartowem przy darciu pierza i mówiono różnym językiem, i pieśni były inne, i opowieści przy darciu pierza snute, a i każdy z zespołów odgrzebie w pamięci i nam przedstawi inne zdarzenia związane z tym zwyczajem: bo jeden zespół sobie przypomni i na scenie pokaże, jak to miejscowi niesforni młodzieńcy w pracy zebranych przy darciu pierza kobiet robili spustoszenie wpuszczając stadko schwytanych wróbli, inny pokaże, jak na koniec pracy gospodarz przechodził z butelką i kieliszkiem (niegdyś wystarczył jeden kieliszek!) i każdego uczestnika tej wieczernicy poczęstował, inny zespół podzieli się zupełnie zapomnianą pieśnią śpiewaną przy tej okazji. I tak dalej, i tak dalej…

    OdpowiedzUsuń
  4. 3.
    Przedstawiłam kilka „smaczków”, o które możemy się wzbogacić oglądając różne widowiska oparte na tylko jednym temacie – na temacie darcia pierza.
    A przecież na naszej scenie poruszanych było dużo różnych tematów wrośniętych naszą w tradycję, w piękne obyczaje, które gdzieniegdzie jeszcze są pielęgnowane nie dla formy (zepsutej przez hollywoodzką szmirę) a dla głębokiej i naprawdę NASZEJ treści: Wigilia i Boże Narodzenie, Wielkanoc, poświęcenie pól, sianokosy, żniwa, Zaduszki. Były także prezentacje pięknych i bogatych zwyczajów związanych z każdym etapem ludzkiego życia: od narodzin, przez chrzest, zaręczyny, ślub , przez choroby - aż po umieranie, śmierć, pogrzeb. Czego to na Sejmikach nie widzieliśmy…

    Ciągle wśród Polaków obserwujemy zjawisko swoistego zawstydzenia kulturowego: większości z nas najłatwiej jest przełknąć byle łajno, o ile jest zapakowane w błyszczący papierek, a wzór połysku najchętniej dostrzegamy na szeroko rozumianym „Zachodzie”.
    Dam przykład: Arnolda Schwarzeneggera każdy u nas zna, wielu lubi. A nazwisko Radziwiłowicz przeciętnemu Polakowi mało się kojarzy…
    Te kompleksy z lat zamknięcia za „żelazną kurtyną” ciągle w nas jeszcze pokutują, choć już w coraz mniejszym stopniu.
    Na przykładzie Sejmiku: zwiększająca się systematycznie ilość miejscowych widzów, stała i niezawodna grupa wolontariuszy (którzy nie tylko przyjdą do robienia kawy, sprzątania czy przenoszenia rekwizytów – ale jak będzie potrzeba to i nawet w jakimś spektaklu wystąpią!) – tego wszystkiego chyba nie jest w stanie przekreślić jedno nocne mordobicie zaserwowane przez jakieś niespełnione swoim napakowaniem typy na gościnnych występach?
    Ze swojej strony ofiary tej „pomyłki kulturowej”, która nastąpiła przy tegorocznym Sejmiku bardzo przepraszam życząc szybkiego im szybkiego powrotu do zdrowia. Jeśli trzeba, żebym poniosła odpowiedzialność także za to zajście – jestem na to gotowa.
    Agnieszka Barej

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam kilka pomysłów jak przyczynić się do zwiększenia popularności Sejmików. Teraz już jest po, ale w przyszłym roku podzielę się ;)

    OdpowiedzUsuń