środa, 27 kwietnia 2011

Nieoficjalny Hymn Stoczka

To się stało niemal tradycją, że przy każdej większej imprezie okolicznościowej, koniecznie zaprawianej suto alkoholem, mieszkańcy Stoczka z dumą nucą "Armaty pod Stoczkiem zdobywała wiara...".Najczęściej nucone są dwa pierwsze wersy, bo dalej mało kto zna treść.Tak więc kończy się wszystko na "rękami czarnymi od pługa...". Dalej albo się powtarza albo mruczy za wodzirejem który jakimś cudnym sposobem zna jeszcze kawałek.
Dobrze jest mieć taki hymn i z nim się identyfikować, dobrze również jest wtedy gdy się wie co to za wiersz i co za melodia.
Sam tekst jest autorstwa Gustawa Ehrenberga i powstał w 1835 roku. Jego treść jest poświęcona tematyce utraty przez Polskę niepodległości, obarczając winą za taki stan rzeczy szlachtę i duchowieństwo. Powstanie utworu zbiega się narodzinami ruchu chłopskiego. W bitwie pod Stoczkiem udział wzięli chłopi a w tamtych czasach to zwycięstwo cieszyło się uznaniem i mirem. Pieśń jest hymniczna a słowa podstawione pod operę do Giovanni Wolfganga Amadeusza Mozarta.

Sama treść idealnie pasowała wszelakim ruchom chłopskim i socjalistycznym, bowiem w swej treści piętnowane było duchowieństwo i szlachta (czyt. Panowie). Właśnie w czasach PRL wymienione grupy społeczne były zwalczane przez władze komunistyczne, stąd też pieśń jest dobrze znana w całej Polsce starszym osobom. Uczono jej w szkołach, i na różnego rodzaju imprezach pionierskich, tworząc tym samym propagandę anty kapitalistyczną.
Ciekawostką jest to że pieśń była hymnem Armii Ludowej, Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego a także Samoobrony Andrzeja Leppera. W tym zestawieniu mówienie, że to jest również hymn Stoczka delikatnie mówiąc nie napełnia serca dumą.
Zachęcam do poczytania komentarzy pod filmem w głównym oknie You Tube

sobota, 23 kwietnia 2011

Wesołego Alleluja

W tym wyjątkowym dniu życzę wszystkim zdrowych pogodnych i wesołych Świąt Wielkiej Nocy, i bardzo mokrego Dyngusa.wielkanoc Pictures, Images and Photos

PS
W tym roku nasz Grób Pański nawiązuje do tragedii pod Smoleńskiem, która wydarzyła się rok temu. Jak dla mnie fajnie że księża przygotowali własnie taką animację, brawa dla nich bo w dobie nagonki Gazety Wybiórczej przekłamań TVN trzeba wykazać się nie lada odwaga żeby porwać się na tak odważne działania.
Z drugiej strony wiem, że to tylko może zaszkodzić autorom...

piątek, 22 kwietnia 2011

Ad vocem

Ostatnio troszeczkę czas pracuje na moją niekorzyść, za mało go o jakieś 10 godzin w dobie...Ale idą Święta Wielkiej Nocy więc może być tylko lepiej.
Kolejny raz chciałem zabrać głos w sprawie LKS Dwernicki. W sumie nie tyle o samym klubie co o sposobie jego działania. Ze strukturami Stowarzyszenia miałem kontakt juz od bardzo dawna, pamiętam jak na jednym z walnych zgłosiliśmy nasze kandydatury na członków zarządu. Zgłosiliśmy, bo oprócz mnie wystartował jeszcze Titi i Kinek. Był to czas kiedy nasze osoby były kojarzone z moim teściem, czyli Panem Olkowiczem. Po zgłoszeniu, zdaje sie że Pan Antoni zarządził przerwę, po której okazało się, że podczas głosowania nikt na nas nie zagłosował oprócz nas samych...dostaliśmy wtedy w sumie po całe cztery głosy, a do Zarządu dostał się wtedy min Król z Miastkowa o którym ślad dawno zaginął :D. Teraz się z tego śmieję, ale wtedy do śmiechu mi nie było. Od tamtego czasu jakoś szczęścia w głosowaniach nie mam ;).

Na kolejnym walnym również byłem, było to zdaje się w 2007 roku bo ze Szwajcarii wrócił Łukasz Szczepańczyk, który siedział tuz obok mnie. To spotkanie było juz diametralnie inne od poprzedniego, do Zarządu braliby każdego kto by się zgodził. I przez dobre pół godziny trwało namawianie aby ktokolwiek zgodził się. Udało mi się wtedy namówić Łukasza by jako młody do Zarządu wszedł i działał. I tak było. Wkrótce wystartował strona internetowa, do Kołobrzegu sunęły obozy sportowe dla dzieci niemal za zupełną darmochę. Pokłosie tych wydarzeń to LKS 94. Drużynie seniorskiej szło coraz lepiej, RIO juz nie wzywało na przesłuchania itp. W końcowym etapie doszło do tak kuriozalnej sytuacji że Romek Skwarek wyznaczył 1000 zł premii za wygrany mecz w lidze okręgowej (!)...Wszystko to tylko po to by awansować do IV ligi.

Dziś czytając forum LKS Dwernicki jest mi bardzo przykro że w sposób kniejacki zza krzaków atakuje się Łukasza Szczepańczyka, nie to że jest on jakiś boski i bez skaz ale, ludzka przyzwoitość i godność powinna byc zachowana.

W tym momencie dotykam bardzo ciekawą materię jaką jest bycie społecznikiem (w szerokim rozumieniu) w Stoczku. Jednak to temat na większą rozprawę i poważniejszą.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Tak było :D

Zamieszczam artykuł który kiedyś napisałem dla Pulsu Stoczka. Trochę się nagrzebałem zanim go odgrzebałem ale znalazł się :D Jako ciekawostkę podam fakt że w tej wersji ukazuje się po raz pierwszy. W Pulsie ukazała się wersja nieco ocenzurowana lub jak kto woli, chochlik drukarski wkradł się w treść ;). Po latach również udało mi się dotrzeć do Pani Julii Kaczor, ale to już inna historia. Życzę miłej lektury.


"Czar PRL
Treść artykułu adresowana jest do nieco starszych czytelników, tych którzy pamiętają czasy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Wielu uważa że to czas stracony bo to okres prześladowań ludzi którzy ośmielili się mieć inne poglądy niż Partia. Jednak w tamtym czasie mieszkańcy Stoczka mieli więcej czasu dla siebie, a co za tym idzie więcej czasu poświęcali kulturze i rozrywce. Znacznie więcej było również spotkań towarzyskich w dobrze zaopatrzonych punktach gastronomicznych i restauracjach. I właśnie jednemu z nich należy poświęcić więcej miejsca by pamięć o nim nie umarła wraz z o ostatnimi którzy pamiętają najlepsze czasy "Baru pod Chojniakiem" . Sama nazwa pochodzi od lokalizacji baru który był położony w pobliżu lasu potocznie zwanym Chojniakiem. Ta słynna placówka gastronomiczno-monopolowa była obsługiwana i prowadzona przez Gminną Spółdzielnię, i w czasach świetności przechodziła prawdziwie oblężenie, by zasiąść do galaretki i popularnego śledzika należało długo oczekiwać przed lokalem albo mieć chody u Pani Celinki. Niepowtarzalny klimat sprawiał że każdy czuł się jak usiebie, stary kaflowy piec dawał niepowtarzalną atmosferę, można było poczuć się jak w domowym zaciszu. Kiedy zaskrzypiały drzwi od komory” każdy wiedział że kolejna beczka piwa została zdobyta niczym armata pod Stoczkiem w osławionej bitwie Dwernickiego. Właśnie w tym podręcznym magazynku ponoć ktoś ukrył się za skrzynkami z alkoholem i przesiedział do rana. Degustując znajdujące się tam trunki miło spędził noc a nazajutrz wypoczęty choć nie na małym kacu spokojnie wyruszył do swoich codziennych obowiązków. Mało kto dziś pamięta że w krytycznej chwili, świąteczną bądź wieczorową porą, można było na Dołku” nabyć połówkę lub ćwiarteczkę... chleba Tak, tak choć może młodym ludziom wyda się to śmieszne ale w tamtych czasach chleb należał do artykułów niedostępnych i nawet w dzień powszedni należało odstać w kolejce co swoje. A Pod Chojniakiem” można było poratować się połową lub ćwiarteczką świeżego pieczywa, bo na więcej nie było zgody musiało starczyć dla wiernych klientów.Każdy miał swoje miejsce w Barze, a stoliki były przypisane do poszczególnych grup.Jednym z tych stolików był stolik nauczycielski.
-W tym miejscu zawsze siadywał nieodżałowany Pan Stanisław- wspomina jeden ze stałych bywalców-i właśnie tu bez przerwy opowiadał o swojej miłości życia. Kiedy mówiło Orkiestrze Dętej i ambitnych planach z nią związanych każdy przytakiwał z podziwem.-Dziś- dodaje ze smutkiem w głosie- Nie ma Pana Stasia, nie ma Orkiestry, i nie ma Baru pod Chojniakiem po prostu żal nikt nam tego już nie zwróci.
-Tuż obok siadywał Pan Marian, też nauczyciel ehh szkoda gadać on to miał głowę do matematyki i nie tylko... Tu o każdym można książkę napisać. Na nasze pytanie czy nie było awantur na chwile zamyśla się i po chwili zastanowienia dodaje:
-Pewnie że były ale to były incydenty, nazajutrz w pracy i na ulicy nikt już o tym nie zwykł pamiętać Wierzymy oczywiście na słowo.

Na pytanie czego obecnym lokalom w Stoczku brakuje otrzymujemy bardzo prostą odpowiedź.
-Te dzisiejsze nie mogą się równać z "Dołkiem"- mówi Pan Zbigniew- którego myśli od razu popędziły w przeszłość- a i piwo inaczej smakowało , choć czasem było mętne ale zawsze świeże. Jak przychodziła nowa dostawa dostawaliśmy "cynk” z Baru i szybko pędziliśmy na degustację -wspomina z rozrzewnieniem.-Bar był czynny tylko do dwudziestej pierwszej wtedy zjawiała się Pani Julia i każdy już wiedział że zbliża się kres miłych chwil. Nikt nie protestował każdy wiedział że z Panią Julią nie ma żartów, czasami dało się utargować 5 lub 10 minut ale to było wszystko co można było wskórać.
Pan Jarek mimo że nie był częstym bywalcem docenia legendę:
-Dawniej to były czasy, lokale w Stoczku były sławne na całą okolicę, nie tylko Chojniak ale i Restauracja Regionalna. Na pyzy do Stoczka, zajeżdżali ludzie aż z Warszawy, a teraz? Panie.... zrobili tam sklep z odzieżą używaną, wszystko rozumiem kryzys ale tak się nie robi to zwykła profanacja- mówi Pan Jarek kręcąc z oburzeniem głową.
Ostatnim pokoleniem pamiętającym erę "Dołka” to pokolenie Stoczkowiaków do którego należy Redaktor Naczelny naszej gazetki, który na samą nazwę Bar pod Chojniakiem” żywiołowo reaguje i niczym TW na przesłuchaniu sypie jak z rękawa miłymi wspomnieniami:
-Kiedyś z kolegą, który również pisze do gazet, za pieniądze z rozbitej świnki oszczędnościowej kupiliśmy na ”Dołku” wino. Nie jakieś szczepowe z winogron, lecz zwykłe takie jabłkowe (dodaje przymykając prawą powieka przyp. Red.), oczywiście tylko spróbowaliśmy jak smakuje, resztę wylaliśmy...
-To zrozumiałe - przytakujemy widząc szeroki uśmiech na twarzy..
-Dla nas wydarzeniem był sam zaszczyt przekroczenia progu Baru pod Chojniakiem,chociaż przez chwilę mogliśmy poczuć się dorośli.
Dziś po popularnym Dołku pozostało tylko wspomnienie, nawet tabliczkę z drzwi z godzinami otwarcia ostatnio zdemontowano a szybko postępujące prace budowlane w najbliższym sąsiedztwie nie wróżą nic dobrego. Należy się spodziewać że już wkrótce kultowe miejsce wielu pokoleń Stoczkowiaków pamiętających jeszcze restauracje u Pana Wietraka odejdzie w niebyt.W redakcji powstał pomysł by z racji 1 maja zorganizować na terenie Chojniaka króciutki happening i choć na chwile wskrzesić wspomnienia i zorganizować coś w rodzaju pożegnania z Dołkiem” pod patronatem ”Pulsu Stoczka”.Czekamy na wasze opinie, jeśli jesteś za” już dziś napisz do nas..."

Pamiętam że na propozycję happeningu odezwały się głosy przeciwne, z przyjemnością na łamach bloga przedyskutuję sporne kwestie.


sobota, 16 kwietnia 2011

Będzie co poczytać...

Wolnymi kroczkami nadchodzi wiosna. Pierwsze oznaki przednówka widoczne są już gołym okiem na mieście. Mimo że rośliny dopiero się budzą, to lokalne gazety "rozpączkowały" się przez pomnożenie. Była jedna są dwie, nie było a jest, było i wróciło.
Trochę mnie to dziwi bo według mnie era prasy papierowej zdecydowanie odchodzi do lamusa, tymczasem mieszkańcy Stoczka będą mieli do wyboru około 6-7 tytułów, nic tylko czytać...tylko co tu czytać jak w małym mieście mało się dzieje.
Najpoważniejszą gazetą lokalną jest Tygodnik Siedlecki, pracujący tam redaktor Mirosław Buczek, z dumą podkreśla że żadnego zagrożenia dla gazety nie ma... i w moim mniemaniu się nie myli. Trochę mam za złe temu tygodnikowi że został poczęty z pierworodnym grzechem. Za taki uważam fakt, że założyciele to partyjni koledzy z siedleckich struktur PZPR.
Nieco zdziwiony jestem faktem że na rynku tak długo utrzymuje się Wspólnota, i to pomimo ewidentnej słabości merytorycznej. W tej gazecie z racji gościnności szpalt można dowolnie zamieszczać mniej lub bardziej poważne teksty. I właśnie od tego tytułu odłączyła się Gazeta Łukowska, której pierwszy numer miałem okazję przeczytać. Jak na debiutancki numer nie rzuca na kolana, a drażnić oko powinna przestać za jakieś dwa miesiące. Jakby tego było mało to jedna z redaktor Wspólnoty odgraża się że na dniach przywiezie swoją gazetkę. Jednak ta informacja jest nie pewna bo zasłyszana w popularnym w Stoczku warzywniaku ;).
Największy plus stawiam przy Tygodniku Parafialnym, poprawił się papier, szata graficzna z dnia na dzień coraz lepsza. Ten tygodnik ma tę przewagę że jest kolportowany w najlepszy dzień do czytania gazety, ale też dystrybucja jest prosta i skuteczna.
Kończąc maraton słów kilka o Pulsie Stoczka. Na mieście wiszą już zwiastuny w postaci plakatów, premierowego numeru po wskrzeszeniu z niebytu. Sądząc po plakacie gazetka tworzona jest w ramach projektu unijnego. Swego czasu miałem przyjemność napisania kilku artykułów, nie były one najwyższych lotów o ile pamiętam. Z ciekawości odszukam je i zamieszczę na blogu, twórcom obecnej wersji będę kibicował.

środa, 13 kwietnia 2011

Hempla będę się czepiał.

Chodzi o nazewnictwo ulic w Stoczku. Każde Miasto nazywa swoje ulice jak chce, i to jest jasne. W naszym Mieście mamy szeroki wachlarz i barwne nazewnictwo, od wszystkich drzew do wszystkich pisarzy... Jednak kilka nazw jest historycznych i nierozerwalnie związanych tylko ze Stoczkiem.

Pewnie każdy wie komu lub czemu zawdzięcza nazwę ulicy w swoim dowodzie. Mnie zawsze intrygowało nazwisko Hempel. Będąc jeszcze dzieckiem chodziłem do ciotki mieszkającej właśnie na Hempla. Nazwisko nie jest ani od imienne ani od miejscowe, raczej nie polskie. Kiedyś jak nie było internetu ciężko było o wiarygodne źródło odnośnie Jana Hieronima Hempla, zważywszy że czterotomową encyklopedię PWN ciężko było posądzić o obiektywizm.
Ale do rzeczy, wspomniany Hempel to działacz komunistyczny o jednoznacznym zabarwieniu marksistowskim, nie muszę nikomu przypominać że ideologia komunistyczna jest w naszym kraju uznaną za zbrodniczą a szerzenie jej jest ścigane przez organy państwa z urzędu. Tak więc można się pokusić o wniosek że w dzisiejszych czasach Hempel byłby przestępcą. Zresztą w czasach międzywojennych, sanacyjnych, również był ścigany i musiał emigrować do Berlina następnie do Moskwy gdzie z tego świata zniosła go miotła Stalinowskich czystek.
W czasach odwilży 1956 po śmierci Stalina został zrehabilitowany. Pewnie każdy mieszkaniec zastanawia się co u diabła ma wspólnego rzeczony Hempel z naszym Miastem. Otóż odpowiedź jest prosta - nic!!! Jedni mogą powiedzieć że urodził się w Prawdzie, no ale to nie Stoczek.

W Stoczku urodził się natomiast bp Adolf Szelążek, ten sam który wkrótce będzie świętym. Niestety on nie zasłużył sobie na ulicę w mieście, trudno.

Jest mi strasznie wstyd własnie z tego powodu że marksista ma swoją ulicę w Stoczku a wiele zasłużonych i znanych postaci związanych z miastem nie( vide Maciej Rataj). Wydaje mi się że to rzadka praktyka w naszym kraju żeby opiewać takich ludzi, zważywszy że Jan Hempel odebrał wiekową nazwę tej ulicy, przypomnę że przez całe swoje istnienie ta ulica nazywała się Pożarna....

niedziela, 10 kwietnia 2011

Śladami historii

Nie tak dawno temu zupełnym przypadkiem słyszałem rozmowę że w niedalekiej odległości od Stoczka na dnie bagien spoczywa armata utracona przez Rosjan w czasie bitwy pod Stoczkiem w 1831 roku. Oczywiście w pierwszej chwili parsknąłem śmiechem, jednak odezwało się we mnie zacięcie historyka i raczej dla żartu temat zacząłem drążyć. Okazało się że historia o zatopionej armacie przekazywana jest z ust do ust już od bardzo dawna.
Postanowiłem pójść tym tropem z czystej ciekawości, ku mojemu zaskoczeniu szybko okazało się że żyje osoba która polując na ową zgubę się natrafiła, chodząc po pas w "woderach".
W ubiegłą niedzielę udało mi się spotkać i porozmawiać z Panem Romkiem. Do spotkania doszło dzięki mojemu koledze, ponieważ stan zdrowia rozmówcy nie jest najlepszy. Według opowiadań Pana Romka, w czasie polowania na dzikie kaczki chodził po bagnach i grzęzawiskach, w pewnym momencie nadepnął na coś twardego. Na tyle ile to było możliwe próbował rozpoznać na czym stoi, udało mu się nawet stopę włożyć do lufy armaty. Oczywiście Pan Romek nie upiera się że to była na 100% armata, twierdzi że starał się rozpoznać przedmiot stojąc po pas w bagnie. W latach siedemdziesiątych była nawet próba wydobycia, jednak linki do "Stalinowców" były za krótkie. W późniejszym czasie, w niedalekiej odległości wypłynęły dwie czaszki końskie.
Byłem z Panem Romkiem w bliskiej odległości od rzekomego miejsca spoczynku rosyjskiej armaty. Musze przyznać że teren jest naprawdę trudny i ewentualne wydobycie może przysporzyć nie lada trudu logistycznego. Ważne że miejsce jest określone w kwadracie ok 5x5 metrów.
Pan Romek pokazuje gdzie spoczywa rosyjska armata.

PS Od strony historycznej czytałem opis bitwy w najnowszej książce Strzeżka, nie ma tam wzmianki o zatopionej armacie, jednak opis i przebieg potyczki zdają się potwierdzać tezę o znalezisku . W najbliższym czasie potwierdzę czy rzeczywiście armata spoczywa na dnie bagien, jeśli tak zgłoszę temat do programu "Było nie minęło..."

środa, 6 kwietnia 2011

Inicjatywa oddolna

W tygodniu doszło do bardzo ciekawego wydarzenia, otóż z inicjatywą ze społecznych nizin wyszła petycja odnośnie budowy boiska ze sztuczną nawierzchnią. O tyle jest to ciekawe że nie polityczne. Z tego co wiem ten ciekawy pomysł zrodził się w głowie Kamila Staniszewskiego vel "Fryta" , w Topazie i Bibliotece można tę szlachetną idee poprzeć stosownym podpisem. Zatem doszło do rzeczy precedensowej w mieście, grupa osób , mieszkańców domaga się czegoś czego w ich mniemaniu najbardziej potrzeba. Dla wyjaśnienia napiszę że chodzi o coś w rodzaj Orlika. Wcześniej pisałem już że nasza Miejska Gmina najprawdopodobniej jako jedyna w Polsce takiego boiska nie posiada. Doszło nawet do tak kuriozalnej sytuacji że Marszałek Województwa w oficjalnym piśmie pyta dlaczego nie skorzystaliśmy z dotacji na budowę takich boisk. Mnie bardzo ciekawi odpowiedź na to pismo. Tak czy inaczej daleki jestem od obwiniania kogoś za ten stan rzeczy, być może legły przy tym jakieś poważne powody.
W minioną sobotę byłem w Róży na sztucznej murawie i szczerze powiem że gra na innej powierzchni niż sztuczna w dzisiejszych czasach już nie przejdzie, szkoda bo wracając widziałem pod blokiem na ulicy Witosa dzieci umorusane po nos w piachu ganiające za przysłowiową szmacianką.

Osobiście trzymam kciuki za to żeby organizowana akcja przyniosła skutek, może jeśli zwróci się uwagę mieszkańców na ten problem, ktoś poważnie się pochyli nad problemem. Pozdrawiam organizatorów akcji.

niedziela, 3 kwietnia 2011

Szósta rocznica śmierci Jana Pawła II

Jak ten czas szybko ucieka...Śmierć Papieża spadła na mnie jak grom z jasnego nieba, pamiętam to jakby było wczoraj. Tymczasem szósta rocznica śmierci to już historia. Martwi mnie ciągła nagonka w ogólnopolskich mediach, manipulacja i próba umniejszenia roli, roli Karola Wojtyły w naszej polskiej historii.
Całe szczęście że w mniejszych miejscowościach takich jak Stoczek pielęgnuje się pamięć i czci w odpowiedni sposób dzieło życia tego wielkiego Polaka. Z tej okazji przez stoczkowski KSM została wystawiona sztuka, która odbyła się w kościele. Sama historia i przedstawienie mówiąc oględnie nie rzuca na kolana, ale nie o to przecież chodziło.Chociaż jak dla mnie jazda na rowerze przed tabernakulum to estetyczny hard core..
Jak dla mnie sobotnio- wieczorna wizyta w naszej świątyni była swojego rodzaju powrotem do źródeł. Klimat jaki panował w sobotę, jako żywo przypominał atmosferę pielgrzymek, rajdów, czy pięcioletniego pobytu w Bursie. Takie fajne poczucie wspólnoty. Bardzo mnie cieszy że Ksiądz Marek próbuje zakorzenić KSM w Stoczku. Stowarzyszenie z którym swego czasu mnie wiele łączyło choć do niego nigdy nie należałem. Zawsze wracając do Stoczka pytałem dlaczego nikt nie prowadzi Stowarzyszenia, odpowiedź zawsze była wymijająca. Będę trzymał kciuki za jak najbardziej liczne grono członków.